Szlachetność - Arystokracja Ducha cz. 2

REALNOŚĆ WŁADZY

Pierwszym powodem dla którego z arystokracji nie można zrezygnować jest wrodzony kryzys demokracji. Kryzys ów to nieuniknione wymieszanie kompetencji. Wynika on z trzech faktów, mianowicie, że rządzić można:
tylko tym co się posiada,
tylko tym komu się płaci,
tylko tym co się pojmuje własnym rozumem.

Zdecydowanie kierowca rządzi pojazdem, którym kieruje. Nawet jeśli nie jest jego formalnym właścicielem, w chwili gdy nim kieruje posiada go zupełnie. Tak samo władca posiada swoje państwo i dlatego nim rządzi. Rzecz jednak sprowadza do absurdu hołubiony dziś egalitaryzm. Demokracja w imię równości głosi, że państwo posiadają „wszyscy”. Z tego powodu nie sposób wskazać jednoznacznie kto dokładnie. W efekcie praktycznym takiej doktryny obywatel posiadający całe państwo nie posiada nawet drzewa na swojej działce i nie może go ściąć. Inny obywatel jest właścicielem chodnika gdy ktoś się na nim przewróci i zrobi sobie krzywdę, ale nie jest jego właścicielem gdy chce na nim palic papierosy. Te i inne paradoksy wynikają z zachwiania prawa własności do którego nieodzownie prowadzi demokracja. Tak jak rodzinnym domem tak gminą, województwem a już z pewnością całym państwem można efektywnie i sprawnie zarządzać gdy się je posiada.

Czy tego chcemy czy nie, czy wyznajemy ideały demokratyczne czy nie, zgodzić się musimy, że ostatecznie decyzję podejmowane są przez tego kto posiada to o czym decyduje. Rezygnując z arystokracji nie uwalniamy się od tej zasady, zamieniamy jedynie dawnych arystokratów na wybieralnych, niejednokrotnie przypadkowo, polityków. Nie ulega jednak, mam nadzieje, niczyjej wątpliwości, że to owi politycy posiadają państwo, nie ich wyborcy. Spór o szczepienia czy o edukację domową, seksualną i każdą inną, to pokłosie zachwiania jasnych definicji własności, w tym przypadku własności rodziców. Demokracja, aby tworzyć ułudę równości, zaciera jasne granice, w skutek czego nie wiadomo czyje są dzieci, czyj ogródek, czyje drzewo, gmina, państwo.

Rzecz ma się zgoła podobnie w przypadku zasady drugiej. Przełożony na dowolnym stanowisku o tyle efektywnie wydaje rozkazy o ile od niego zależy gratyfikacja i kara dla jego podwładnych. Wójt gminy, który nie od mieszkańców otrzymuje pieniądze do budżetu lecz od rady ministrów, służy radzie ministrów, nie mieszkańcom. W rzeczy samej jest to kolejna ułuda demokracji. Ludzie nie rządzą swoją gminą bo jej nie płacą. Wreszcie nawet gdy przyjmiemy, że to obywatele płacą w swych podatkach całemu państwu, zgodzić się musimy również, że nie rządzą nim bo nie umieją. Nawet kompetentne i rzetelne zaopiniowanie strategii ministerstwa obrony narodowej dotyczącej zakupu helikopterów przerasta możliwości niemal wszystkich wyborców. Kadencja parlamentu jednak nie składa się z jednych zakupów MON. Spraw w których koniecznie utrzymywać trzeba biegłość by realnie decydować o losach państwa jest znacznie więcej. Z tego powodu żaden wyborca nie rządzi państwem, którego oficjalnie i legalnie jest suwerenem i zwierzchnikiem. Wszystko to bańki mydlane dla dużych dzieci, bańki, dodajmy, bardzo niebezpieczne bo dzięki nim państwo demokratyczne sięga po to, czego nie śmieli brać nawet najwięksi despoci. Demokracje liberalne roszczą sobie pretensje do decydowania o wychowaniu dzieci w zaciszu domowym, do precyzyjnego sterowania rynkiem, do kreowania i korygowania poglądów społeczeństwa, do decydowania o majątku dorosłych i wolnych ludzi wbrew ich woli, dla ich rzekomego dobra.

Odpowiedź arystokratyczna
Owa natura rzeczy nie przedstawia problemu i nie wiedzie do masowego oszustwa gdy zrezygnuje się z mitu egalitaryzmu, gdy pogodzi się z naturalnością arystokracji. Społeczeństwo arystokratyczne nie musi tworzyć skomplikowanego systemu kontroli władzy przez obywateli dzięki czemu również władza nie rości sobie pretensji do kontrolowania życia obywateli. Społeczeństwo arystokratyczne pozwala na to by rodzice zajmowali się wychowaniem dzieci a nie przetargiem na helikoptery, by piekarz zajmował się pieczeniem a nie rurociągiem na dnie Bałtyku, by mechanik zajmował się maszynami a nie skutkami katastrof naturalnych. Równocześnie władza zajmuje się dzięki temu polityką zagraniczną nie zaś wychowywaniem dzieci, ubezpieczaniem nieubezpieczonych, normowaniem temperatury w piecu piekarza i stężenia węgla w stali mechanika. Społeczeństwo arystokratyczne pozwala na to by wszyscy razem i każdy z osobna zajmował się efektywnie tym, czym i tak się zajmuje. Administracja i stanowiska władzy w społeczeństwach arystokratycznych zawsze były o wiele mniejsze i tańsze niż w społeczeństwach demokratycznych.

Zbigniew Dziadosz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szlachetność - Arystokracja Ducha cz. 1

Między nacjonalizmem i leseferyzmem

Kwestia fundamentalna